Transformers 3 – Jeśli zajrzymy poza narastające tony absurdu i spróbujemy dostrzec zarys scenariusza to … nie, dalej zobaczymy blisko 2,5h efektów specjalnych. Historia jest niespójna, pozbawiona większego sensu i wydaje się być jedynie pretekstem do wybuchów i robiących fikołki robotów (a właśnie, czy one NAPRAWDĘ nie potrafią się zmienić inaczej niż robiąc fikołka?). Jedyne co jest gorsze od fabuły, to dialogi, które są tak denne, że ma się wrażenie, że pisała je Megan Fox (a skoro jesteśmy już przy „głównej aktorce drugoplanowej”, a raczej „głównym tle z rozdziawioną japą”, to wymiana Megan Fox na Rosie Huntington-Whiteley okazało się totalnie bez znaczenia, gdyż obie grają tak samo bez wyrazu i obie wyglądają jak nadmuchane lalki - zmienił się tylko kolor włosów). Shia LaBeouf nawet jeśli potrafi grać (a jak dotąd po pierwszym boomie na jego osobę okazuje się, że gra wszędzie dokładnie tak samo), to nie jest to film w którym może pokazać cokolwiek. Zagadką jest dla mnie udział Malkovicha, który zagrał mierną epizodyczną rólkę, chyba jako wynik przegranego zakładu, lub jako przysługa dla Michaela Bay’a. Trzeba jeszcze wspomnieć o udziale Patric’a Dempsey’a, grającego postać totalnie nielogiczną i zupełnie identyczną jak w Grey’s Anatomy.
Film jest zdecydowanie za długi, co najmniej o 30min, jest pod koniec wręcz męczący, a efekty nie robią już nawet ułamka takiego wrażenia jak część pierwsza pozostawiając obraz totalnie wyzbyty chociaż jednego wartościowego aspektu. Miejmy nadzieję, że Michael Bay postawi na swoim i Hasbro nie uda się zrealizować kolejnych części o robotach.
Obsada: Chris Evans, Hayley Atwell, Sebastian Stan, Tommy Lee Jones, Hugo Weaving, Dominic Cooper, Richard Armitage, Stanley Tucci, Toby Jones, Neal McDonough więcej...
Chronologicznie jest to pierwsza część opowieści o Avangers, jednak zekranizowana została jako ostatnia. Thor, Ironman, Hulk i teraz Captain America zawierają na końcu sekwencje z Samuelem L. Jacksonem w roli Nicka Fury, który werbuje każdego z głównych bohaterów do jednej drużyny.
Po totalnej klapie Thora, Kapitan Ameryka okazał się filmem na zupełnie przyzwoitym poziomie - zgrabną ekranizacją komiksu o super bohaterze. Chris Evans wypadł nadspodziewanie dobrze (po Fantastic Four miałem obiekcje…), ciężko jest uwierzyć, że zarówno przed, jak i po transformacji rolę gra ten sam aktor (przychodzi na myśl rola Christiana Bale’a w Mechaniku), zmiana masy ciała jest ogromna, oczywiście należy mieć też na uwadze efekty specjalne, ale tak czy inaczej Evans musiał przejść solidną kurację odchudzającą. Rolę Red Skull’ powierzono Hugo Weaving’owi który jak zwykle gra głównie intonacją głosu i dykcją, ale robi to perfekcyjnie (ten gość urodził się chyba aby grać negatywne postacie). Na dokładkę jest jeszcze Tommy Lee Jones (raczej w roli tła, ale miły dodatek) oraz Stanley Tucci – chyba najlepszy aktor do roli poczciwego niemieckiego naukowca. Ciekawym dodatkiem jest obecność Howarda Starka - ojca Ironmana (w tej roli Dominic Cooper).
Jeśli chodzi o fabułę, to jest ona prosta, nie zawiera zawiłości, ani zwrotów akcji, od początku wiemy jak się skończy i do czego zmierza, pozostaje więc jedynie skupić się na zgrabnej realizacji, gdzie sceny walki ogląda się z dużą przyjemnością. Film jest oczywiście przesiąknięty Amerykańską flagą, ale w tym przypadku – filmie o najbardziej amerykańskim z super bohaterów – możemy to realizacji wybaczyć.
Ulubieńcy kosmetyczni - czerwiec 2019
-
Lato już w czerwcu zawitało do nas w pełni, wprawiając mnie osobiście
w bardzo wakacyjny nastrój. Co prawda na prawdziwy urlop muszę jeszcze
poczekać,...