Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł.

Wzruszająco-przerażająca część wymazanej przez władze PRL historii Polski.

Drive

Ryan Gosling po raz kolejny pokazuje najwyższą formę.

Rise of the Planet of The Apes

Kolejna ekranizacja sagi inspirowanej powieścią o Planecie Małp.

Uwikłanie

Znakomicie zrealizowany kryminał z archiwum IPN w tle.

In Time

Futurystyczna wizja świata gdzie walutą jest czas.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Science-fiction. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Science-fiction. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 stycznia 2012

In Time




Gatunek: Akcja, Sci-Fi, Thriller
Reżyseria: Andrew Niccol
Scenariusz: Andrew Niccol
Obsada: Justin Timberlake, Amanda Seyfried, Cillian Murphy, Johnny Galecki, Olivia Wilde więcej...
Ocena IMDB: 6,6
Link do IMDB: In Time

Świat w którym kończąc 25 lat (wg filmu biologicznie moment w którym zaczynamy się starzeć) dostajesz z miejsca 1 rok życia w prezencie od systemu. Można tym czasem zapłacić rachunki, kupić jedzenie, możesz też go ukraść od kogoś (lub zostać okradzionym), wygrać, lub dostać w prezencie. Układ jest prosty (piszę układ, ale nie masz żadnego wpływu na jego warunki), jak Twój zegar dobiegnie do zera – umierasz, ale jeśli jesteś na tyle obrotny żeby do tego nie dopuścić – możesz żyć wiecznie i to mając zawsze biologicznie 25 lat. Tyle o modelu, teraz rzeczywistość: ludzkość podzieliła się na dwie grupy społeczne, Ci którzy muszą na co dzień walczyć o przetrwanie i żyją z minuty na minutę z trudem zarabiając tyle (czasu, który stał się oficjalnie walutą, np. kawa kosztuje 3 minuty) by pozwolić sobie na kolejny dzień egzystencji, oraz bogaczy żyjących za dziesiątkami murów trzymających w bankach zdeponowane miliony zbędnych im lat.

Will Salas (Justin Timberlake) znajduje się we właściwym miejscu o właściwym czasie i na skutek pomocy jakiej udziela pewnemu nieznajomemu dostaje od niego w spadku ponad 100 lat życia. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawia że na skutek rosnących podatków Will traci matkę (Olivia Wilde), postanawia więc zemścić się na systemie.

Dalsza część scenariusza to pewnego rodzaju alegorią na walkę z systemem, która tak naprawdę ma swoje zastosowanie w praktycznie każdym systemie politycznym jaki ludzkość doświadczała poprzez wieki i jaki doświadczać będzie zawsze. W naturze człowieka jest dążenie do zapewnienia sobie jak najlepszego standardu życia, nawet kosztem innych i nawet jeśli taki standard jest zupełną przesadą (bo kto by chciał żyć milion lat?). Człowiek (oczywiście generalizuję, zdarzają się altruistyczne jednostki) będzie zgarniał pod siebie wszystko, nawet jak za oknem dziesiątki umierają z niedostatku dobra które on ma w nadmiarze. Smutna prawda, ale tak jest. Podobne zasady obowiązują praktycznie każde społeczeństwo, jedynie w naszych czasach nie jest to (jeszcze) tak widoczne – zawsze tworzyć się będzie podział kastowy na tych którzy mają za dużo i tych którzy mają skrajnie za mało, nawet komunizm zaprojektowany z myślą o wyeliminowaniu tego zjawiska doprowadził w prostej linii do jeszcze skrajniejszego podziału.

Scenariusz i reżyseria – Andrew Niccol, pan który ma już w swoim dorobku kilka filmów zadających alegorycznie dużo trudnych i egzystencjalnych pytań owiniętych lekko fantastyczną fabułą, takich jak: „The Truman Show”, „S1m0ne”, „Gattacka” czy „Lord of War”. Nie jest to co prawda szczyt kunsztu reżyserskiego, ale film jest zrealizowany zupełnie poprawnie, poza tym, mam wrażenie, że w przypadku Niccol’a nie liczy się tak bardzo środek przekazu, a przekaz sam w sobie, wybaczamy mu więc niedociągnięcia w szczegółach scenariusza, nie wybijający się niczym montaż, mierne efekty specjalne i skupiamy się na tym, że film generalnie ogląda się dobrze, trzyma miejscami w napięciu i kończy się w miarę zadowalająco. Do ról głównych zaliczyć należy niewątpliwie trzy postacie: Justin Timberlake (nie sądzę, aby osiągnął on już tak naprawdę dużo więcej w świecie aktorskim, wydaje mi się że role tutaj i w „Scocial Network” to szczyt jego umiejętności, czyli poziom raczej średni), Amanda Seyfried (dotąd raczej nieskomplikowane role takie jak „Mamma Mia!” czy „Letters to Julia”, tutaj nieco poważniej i nieco lepiej) oraz Cillian Murphy (aktor z olbrzymim potencjałem, etatowo u Nolana, tutaj zrobił chyba wszystko co mógł żeby wybić swoją postać ponad jej płaskość scenariuszową). Dodatkową atrakcją jest epizodyczna rólka Johnny’ego Galacki’ego – Leonarda z „The Big Bang Theory”.

Reasumując, film jest ciekawą wizją przyszłości, zadającą wiele pytań na które tak naprawdę nie istnieją odpowiedzi, jest to jednak dyskusja wtórna i wałkowana wielokrotnie pomimo zmieniającego się tła na jakim się odbywa. Aktorsko pozostajemy na takim poziomie, na jaki pozwalał scenariusz, czyli raczej płasko. Generalnie, jeżeli przymkniemy oczy na kilka naprawdę rażących błędów (Cillian Murphy – najbardziej idiotyczna śmierć postaci drugiej połowy 2011 roku) „In Time” jest całkiem niezłą opowieścią SF, przyswajalną i skłaniającą po zakończeniu do lekkiej refleksji, zakończonej jednak zazwyczaj słowami, „chwila, przecież to już było”.


Ocena (0-10):
Gra aktorska: 6
Czas trwania: 7
Montaż: 4
Muzyka: 4
Dialogi: 6
Spójność fabuły: 7
Poziom napięcia: 7
Średnia ocena: 5,86

sobota, 12 listopada 2011

Rise of the Planet of the Apes




Gatunek: Science-fiction, Akcja, Dramat
Reżyseria: Rupert Wyatt
Scenariusz: Rick Jaffa, Amanda Silve, Pierre Boulle
Obsada: James Franco, Freida Pinto, John Lithgow, Brian Cox, Tom Felton, David Oyelowo więcej...
Ocena IMDB: 7,8
Link do IMDB: Rise of the Planet of the Apes

Oryginalną serię zapoczątkował film Franklina J. Schaffner’a z 1968 roku („Planet of the Apes”), który doczekał się licznych kontynuacji („Beneath the Planet of the Ape”, „Escape from the Planet of the Apes” itd.), serialu telewizyjnego, oraz rebootu w 2001 roku (za kamerą Tim Burton). Teraz postanowiono spojrzeć na temat z jeszcze innej perspektywy ukazując Ziemię na początku XXI wieku, oraz genezę jej zagłady za sprawą przejęcia kontroli nad nią przez szympansy. Wszystko zaczyna się od wynalezienia leku mającego leczyć u ludzi chorobę Alzheimera, powodującego jednak w Małp nadzwyczajny wzrost inteligencji. Próbami klinicznymi dowodzi Will Rodman (James Franco), młody naukowiec z zaangażowany w badania z powodów także osobistych, gdyż jego ojciec (John Lithgow) – chorujący właśnie na Alzheimera - miewa już coraz mniej „dobrych dni”. Gdy podczas prezentacji możliwości leku dochodzi do wypadku, zarząd wstrzymuje prace, a wszystkie szympansy (na których dokonywano testów) zostają uśpione. Wszystkie z wyjątkiem jednego, który zostaje przez Willa w tajemnicy przygarnięty do domu, gdzie przez lata wychowuje się nieomal jak dziecko wykazując nadzwyczajne zdolności do pojmowania i komunikacji. Po latach Will wznawia prace nad lekkim, tym razem nad znacznie mocniejszą i agresywniejszą odmianą, a natomiast Cezar (przygarnięty szympans) w skutek nieszczęśliwego wypadku zostaje umieszczony w schronisku dla zwierząt pod opieką brutalnego dozorców (w tej roli Tom Felton – znany jak dotąd jedynie jako Malfoy z Harrego Pottera), gdzie pod wpływem doznanych krzywd planuje ucieczkę, oraz budowę armii.

Film rozkręca się powoli, pierwsza połowa jest to spokojna opowieść o miłym naukowcu i jego małpce, która jest bardzo sympatyczna i bardzo uzdolniona (jest nawet sympatyczna pani doktor – weterynarz, sielanka prawie jak Garfield), druga połowa to szybki film akcji ze zgrabnym montażem sensacyjnym. Jest trochę strzelania, są helikoptery, jest bicie i spadanie, wystarczająco aby zaspokoić nastrój wyczekiwania budowany na początku.

Główną rolę gra James Franco, który jednak (choć gra sympatycznie), to nie specjalnie ma tu dużo do pokazania (po „127 godzin” będzie mu ciężko pokazać się z jeszcze lepszej strony) jest po prostu dobrze dobranym do roli aktorem. Ojca Willa, gra John Lithgow, na którego po roli w piątym sezonie Dextera nie umiem już patrzeć tak samo. Na ekranie pokazuje się jeszcze na chwilę Brian Cox, ale nie jest to rola warta uwagi, jest zupełnie trzecioplanowy i bez wyrazu, praktycznie kalka z roli w X-Menach. Aktorstwo jest co prawda mierne (pomimo dobrej obsady), ale w tym przypadku to dobrze, pozwala nam to bardziej skupić się na szympansach – a jest na co patrzeć, bo ewolucja Cezara jest zarówno fascynująca, jak i zaskakująca.

Generalnie, „Geneza(…)” jest filmem bardzo udanym, ogląda się go zupełnie przyjemnie i po skończeniu ma się nadzieję, projekt nie zostanie porzucony i już niedługo otrzymamy kolejną część, może tym razem z nieco większym budżetem na efekty specjalne.

Ocena (0-10):
Gra aktorska: 4
Czas trwania: 7
Montaż: 6
Muzyka: 4
Dialogi: 5
Spójność fabuły: 7
Efekty specjalne: 5
Średnia ocena: 5,43

sobota, 29 października 2011

Transformers: Dark of the Moon




Gatunek: Science-fiction
Reżyseria: Michael Bay
Scenariusz: Ehren Kruger
Obsada: Shia LaBeouf, Josh Duhamel, John Turturro, Tyrese Gibson, Rosie Huntington-Whiteley, Patrick Dempsey, Kevin Dunn, John Malkovich więcej...
Ocena IMDB: 6,5
Link do IMDB: Transformers 3

Transformers 3 – Jeśli zajrzymy poza narastające tony absurdu i spróbujemy dostrzec zarys scenariusza to … nie, dalej zobaczymy blisko 2,5h efektów specjalnych. Historia jest niespójna, pozbawiona większego sensu i wydaje się być jedynie pretekstem do wybuchów i robiących fikołki robotów (a właśnie, czy one NAPRAWDĘ nie potrafią się zmienić inaczej niż robiąc fikołka?). Jedyne co jest gorsze od fabuły, to dialogi, które są tak denne, że ma się wrażenie, że pisała je Megan Fox (a skoro jesteśmy już przy „głównej aktorce drugoplanowej”, a raczej „głównym tle z rozdziawioną japą”, to wymiana Megan Fox na Rosie Huntington-Whiteley okazało się totalnie bez znaczenia, gdyż obie grają tak samo bez wyrazu i obie wyglądają jak nadmuchane lalki - zmienił się tylko kolor włosów). Shia LaBeouf nawet jeśli potrafi grać (a jak dotąd po pierwszym boomie na jego osobę okazuje się, że gra wszędzie dokładnie tak samo), to nie jest to film w którym może pokazać cokolwiek. Zagadką jest dla mnie udział Malkovicha, który zagrał mierną epizodyczną rólkę, chyba jako wynik przegranego zakładu, lub jako przysługa dla Michaela Bay’a. Trzeba jeszcze wspomnieć o udziale Patric’a Dempsey’a, grającego postać totalnie nielogiczną i zupełnie identyczną jak w Grey’s Anatomy.
Film jest zdecydowanie za długi, co najmniej o 30min, jest pod koniec wręcz męczący, a efekty nie robią już nawet ułamka takiego wrażenia jak część pierwsza pozostawiając obraz totalnie wyzbyty chociaż jednego wartościowego aspektu. Miejmy nadzieję, że Michael Bay postawi na swoim i Hasbro nie uda się zrealizować kolejnych części o robotach.
Ocena (0-10):
Gra aktorska: 2
Czas trwania: 1
Montaż: 7
Muzyka: 3
Dialogi: 1
Spójność fabuły: 3
Efekty specjalne: 9
Średnia ocena: 5,71

Super 8




Gatunek: Science fiction
Reżyseria: J.J. Abrams
Scenariusz: J.J. Abrams
Obsada: Joel Courtney, Riley Griffiths, Ryan Lee, Gabriel Basso, Zach Mills, Kyle Chandler, Elle Fanning więcej...
Ocena IMDB: 7,0
Link do IMDB: Super 8

Kiedy w 1982 roku Steven Spielberg podarował światu E.T., J.J. Abrams miał 16 lat. Teraz, prawie 30 lat później, Abrams postanowił najwyraźniej pokazać światu, że gatunek nie umarł i razem ze Spielbergiem (produkcja) stworzyli film tak pełen analogii, że mógłby być nazwany hołdem dla Science fiction lat 80’tych. Analogiczna jest historia, przesłanie, nawet w rolach pierwszoplanowych obsadzono dzieci (w tym obiecującą Elle Fanning, czyżby panowie chcieli z niej zrobić drugą Drew Barrymore?). Co z tego wyszło? Na pewno film wtórny, który nie pokazuje nic, czego widzowie by jeszcze do tej pory nie widzieli. Czy wobec tego film jest nie warty oglądania? To zależy, czy należymy do pokolenia, które z wypiekami na twarzy oglądało Bliskie spotkania trzeciego stopnia, E.T., a trochę później Noc żywych trupów Georga A. Romero, i tym podobne klasyki kina lat 80 i wcześniej. Super 8 jest pełen odniesień do tego właśnie gatunku i osobiście uważam, że tak powinien być odbierany. Dzisiaj filmy robi się troszkę inaczej, bohaterowie powinni mieć głębię i rozterki emocjonalne, a tutaj tego nie ma. Film jest prosty i nie posiada przesłania głębszego niż „kosmici też mają uczucia” i taki miał być w założeniu – film czysto rozrywkowy.

Niewiele można tutaj pisać o grze aktorskiej, głównie widać dzieciaki. Obiecująco Elle Fanning i Joel Courtney, bardzo zabawnie także Ryan Lee, ale raczej jako postać charakterystyczna.

Super 8 może się nie podobać, to na pewno, ale jak każdy film Abramsa jest pozycją ciekawą i mało kto przechodzi obok obojętny.

Ocena (0-10):
Gra aktorska: 4
Czas trwania: 7
Montaż: 8
Muzyka: 8
Dialogi: 5
Spójność fabuły: 3
Efekty specjalne: 5
Średnia ocena: 5,71